14 marca 2010

Jeztzt kommt der Hammer! Der absolute Hammer!

Die Fantastischen Vier - Unplugged, Four Music - 1999

"Der Verstand gibt uns die Hand und wir betreten Neu Land."

Nie pamiętam kiedy usłyszałem chłopaków z Fanta4, musiało być to pewnie, któreś letnie nadmorskie stoisko z kasetami, których kiedyś było od zajebania. Wiem tylko kiedy o nich samych usłyszałem. To był chyba jakiś bezalkoholowy sylwester w czasie pierwszych edukacyjnych kroków typu druga klasa podstawowej, kiedy polska edycja Bravo, była zwyczajnym przedrukiem niemieckiego, a jeśli tak było to nie mogło ich tam nie być. Tak więć tamże.
Wydaje mi się że były to czasy chwile przed "Vierte Dimension" z '94 i przed pojebanym projektem Megavier, bo Thomas D nosił wtedy zajebistego czerwonego irokeza.
Świadomie zacząłem ich słuchać od stosunkowo niedawna, może kilka lat nie więcej. Powód był prosty: bariera językowa pogłębiała się wraz kolejnymi latami obowiązkowego niemieckiego. Dobiłem w końcu do 9 roku nauki języka, szczycąc się średnio-zaawansowanym. Nieważne... ważne, że wystarcza.
Po "Lauschgifcie" z '95, chłopaki specjalnie nic wspólnie nie wydawali... no niby jest "Live und direkt" z '96, ale trudno to uznać za coś przełomowego, nawet specjalnie absorbującego, generalnie prócz remixu "Tag am Meer" Wax Doctora nie masz tam czego szukać, a promujący krążek "Der Piknicker" zaistniał przecież dopiero na silnglowym remixie Thomilli z późniejszego Turntablerocker; wersja płytowa sklejona jest z koszmarnym, bezprzymionikowym wręcz bitem. Tak więc do '99 o chłopakach zrobiło się raczej cicho, Thomas D wydał "Solo", Michi Beck "Weltweit", Smudo pojawił się, przez ten czas chyba tylko na featuringu u Beck'a, And.Y zajął się produkcją m.in. Die Spezializtz. No nieważne, trochę czasu minęło do wydania "4:99" i wreszcie jej dziecka "MTV Unplugged", która powstała na hajpie jaki chłopaki wywołali swoim powrotem na niemieckojęzyczne szczyty.
Koncert, który jest jednym z najciekawszych koncertów Unplugged jakie kiedykolwiek widziałem, jest swego rodzaju podsumowaniem dotychczasowej działalności grupy; z resztą genialnie w ten klimat wprowadza otwierający koncert "Neues Land": "Komm, komm mit! Gib mir deine Hand, diese Reise fuhrt direkt in deine eigenen Verstand." ( "Chodź, chodź! Daj mi swoja rękę, ta droga powiedzie nas przez zrozumienie samych siebie").
Znalazły się tu kawałki ze wszystkich płyt. Wyczuwa się niesamowita liryczna przepaść między kawałkami z '90 i wersami typu "Ich bin S.M.U.D.O. von den Fantastischen Vier / und ich trink gern bananensaft mit kühlem weizenbier / egal ob blond ob braun [...]", a np. genialnym - zdecydowanie lepszym wykonaniem niż na studyjnej "4:99" - "Milionen Legionen" Thomasa D, który kreuje nowy rodzaj poezji, w towarzyszącym mu charakterystycznym dowtempowym tempie bitu i surowych sampli. Klimaty, które rozpoczął singlem "Solo" z Niną Hagen na featuringu, dalej świetnym "Liebesbrief" z kompilacji "Four Elements" (labelu Four Artists założonego przez chłopaków w Berlinie), kończąc na ambitnej solowej produkcji "Lektionen in Demut" z 2001 roku. Zdecydowanie lepiej, niż studyjna wersja wypada tu też promujący płytę "Tag am Meer". Nowe numery łączą się muzycznie ze starymi, nie powodując jakichkolwiek kontrastów, wiele z nich brzmi może dosyć oszczędnie, bo takie przecież były orginalne wersje utworów z początku nineties. Jedyne czego może trochę brakować to jakiejś inicjatywy przearanżowania kilku chociażby utworów, w jakiś znaczący sposób, zwłaszcza, że płyta spokojnie i tak osiągnęła by spory komercyjny sukces i miała towarzyszyć jej poważna trasa, która w przypadku Fanta4 jest graniem w wielkich halach, a nie typowo polskimi imprezami na przyczepach i w chujowych klubach i szczególnie wreszcie, że zgromadziła zastęp świetnych bodajże 24 muzyków symfonicznych i wirtuozów dosyć osobliwych instrumentów, chociaż może nie w stronę Unplugged Björk, gdzie grano na kieliszkach.
Koncert jest świetny, większość to numery nagrane przez pojedynczych emce w całości, ale tutaj inni wymieniają się wersami co powoduje wrażenie jakby był to wynik pracy całego zespołu. Z resztą to tez jest fenomen, że na średnio 12 kawałków na wspólnych płytach, odejmując interludia i skity, wspólnie zarapowane sa średnio 4. I tak największe hiciory jak "Weg", "MfG" czy "Der Piknicker" to dzieło np. samego Michi Becka, a 3 singlowe numery z "4:99" to właściwie solowe numery całej trójki.
Tegoroczną płytą specjalnie mnie nie zachwycili, ale przedmiotem całego zamieszania jest przecież "MTV Unplugged".

Just Enjoy!

Brak komentarzy: