14 marca 2010

"Solidny sześciopak bez ściem"


Trzyha / Warszafski Deszcz - Nastukafszy, RRX -
1999

5 stycznia 1999. Historia "Nastukafszy" zaczyna się tak naprawdę cztery lata wcześniej...
Duet Dj'ów (JanMarian i V.o.l.t.), próbujących swoich sił także na mikrofonach jako 1KHz (Ein Killa Hertz), spotyka i dokooptowuje do składu TDF'a, który z miejsca staje się najlepszym raperem w składzie. Właściwie do dzisiaj na przeróżnych forach trwa dyskusja czy powstał materiał 1KHz, czyniąc z niej tym samym "kolejną z miejskich legend". Istnieje wielu naocznych świadków, którzy widzieli/słyszeli tę kasetę, większość z nich jest rzecz jasna relacją z drugiej, bądź dalszej ręki, na dodatek sam Tede zapytany w wywiadzie o tę kasetę, zaprzeczył żeby kiedykolwiek ona powstała, ale wiadomo przecież, że istnieje także "wiara bez nadziei" i trwać dalej będą karkołomne wysiłki rodzimych diggerów. Póki co, istnieją "Wyłącz mikrofon" czy "1KHz" z kultowej składanki Smak B.E.A.T. . Nagrania te dzisiaj maja jedynie wartość historyczną, bo wiadomo, nie od dziś, że JMI czy Volt na majku to - lekko mówiąc - opcja dla wytrwałego słuchacza.
Kiedy Volt decyduje się ostatecznie "wyłączyć mikrofon" i poświęcić produkcji, na placu pozostaje Marian i TDF. Transfer do składu Ceube, zmiana szyldu, JMI generalnie raczej off the mic - chociaż nie raz się zapomina (np. na "Wspólnej Scenie") - stoi za deck'ami. Produkują wszyscy, ale głównie Ceube - z prozaicznego powodu: to on ma w domu Amigę. Powstaje asłuchalna dzisiaj "WuWuA", o usłyszeniu jej marzy cała Polska. Sam pamietam jak którejś nocy śniło mi się, że słyszałem tę kasetę.
Wiadomo kolejna zmiana warty. Cała polska zna tę historię. Ceube odchodzi, przychodzi "Numer od muzyki, bluntów i słodyczy". 3H zmienia szyld na Warszafski Deszcz.
Są albumy kultowe i mnie kultowe. Ten album jest kultowy absolutnie. Zwykle stawia się go w jednym szeregu ze "Skandalem", jasne była masa innych rzeczy, ale żadna nie oddziaływała chyba tak na powszechną wyobraźnie jak te dwie płyty. Przy czy wydaję mi się, że "Nastukafszy" jest ważniejszą płytą przez właśnie przytoczoną wyżej historię. Ta płyta to poniekąd pryzmat przez, który można spojrzeć na polski hip hop ten dzisiaj i ten wczoraj. "Korzenna muzyka i korzenny ustach smak" jak nawinął Numer.
"Nastukafszy" były już kultowym albumem na długo przed nagraniem. Zapowiedzi tej płyty pojawiły się na grubo rok przed jej ostatecznym wydaniem u Kozaka (RRX For Lajf). Co jakiś czas WFD pojawiał się gdzieś na ficzuringu czy jakiejś składance i rozbudzał ogromne pokładane w tej płycie nadzieje. Były na pierwszym Volcie: "Letnia Miłość" (nie wiem czy jest dzisiaj ktokolwiek, kto jarał się w tamtym czasie hip hopem, kto nie znałby linijek Tedego) i "Kilkaset słów prawdy" (który poza tym, że był ogólnym bulwersem na recenzje drugiego Kalibra napisana przez Wita Dzikiego - w Brumie czy Machinie, nie pamiętam - to był też pionierskim dissem tegoż Kalibra właśnie "Pokój dla prawdziwych składów w Katowicach"). Były też ficzuringi "Wolę się nastukać" ze "Skandalu" i "Ja mam to co ty" z "Trójki" Wzgórza. Wszystkie wersy Tedego w tych trackach (Numera mniej) są arcykultowe. Właściwie jeśliby wymienić najczęściej follow-up’owanego rapera to myśle, że Tede miałby szanse na czołowe, jeśli nie pierwsze miejsce, z resztą... Powiedź w ilu trackach słyszałeś mutacje "Nie wiesz o co chodzi to weź się kurwa dowiedz / jak nie milcz jak na Milczeniu Owiec" !? No właśnie.
Pisanie o "pierwszym warszafskim" w obiektywnych kategoriach jest pozbawione sensu. "Masz to w sercu to masz to w uszach" inaczej się nie da, z resztą wystarczy napisać, że żeby kupić tę kasetę spierdoliłem specjalnie z lekcji. Wieczorem tego dnia poczułem zapach Warszawy po deszczu, chociaż nigdy przedtem tam nie byłem. Może to dziwne, ale dla mnie Warszawa na tej płycie, to było nie miejsce, a stan umysłu. Łoroł State of Mind.
Tede ztj "Przepalone płuco" i Numer ztj "Czerwone oko" ejkejej "Reprezentant Mocy". "Zielone dzieci kwiaty" Dziwko!
Tede zawsze nagrywa płyty na mniejszym bądź większym spontanie, podejrzewam, że w znacznym stopniu i "Nastukafszy" tak powstało. Było tak jak w skicie z Rybą z Metropolii: "- To wpadaj tutaj, coś nagramy. - Wpadam chłopaczyno."

Co jest mocno zaskakującym faktem, bo płyta brzmi jak prawdziwie przemyślany koncept od początku do końca: Jest opener, a tracki przechodzą jakoś naturalnie od jednego do drugiego jakby stanowiły zamknięta opowieść.
Są jeszcze echa Trzyha (HardcoreHipHop): przede wszystkim "Konexje" track, który zawsze był dla mnie definicją prawilnego rapu z klasą, jest wreszcie najchujowszy chyba track na tej płycie z Mor.W.A. (wtedy jeszcze Sen MorW.A., których pierwsze podziemne kawałki - co ciekawe produkował właśnie Tede (sic!)). Właściwie ta płyta ma dla mnie jeden jedyny zgrzyt, właśnie ten track, bo jest kompletnie nie kompatybilny z resztą. Reszta albumu to już nowe brzmienie Warszafskiego Deszczu: bujające tracki, na lajtowych bitach. Właściwy każdy track zasługuje na to by o nim cos napisać, szczególnie, że każdy z nich słyszałem już odpowiednią ilość razy na repeat'cie, ale ciągle udaje mi się odkryć w nich coś nowego. Niedawno np. ze zdumieniem stwierdziłem, ze w "Czas nas zmienił" nawijają Kritaczi i Ryba z Metropoli, a przez te wszystkie lata słuchałem tego tracku przekonany, ze to jedna cała zwrotka Ryby (ejkejej "Kiełbasa To zapamietaj"). Tak mają podobne głosy, że nie zauważyłem :D W "Nie mów mi o umieraniu", można się dowiedzieć co miał na myśli Włodek w "Armagedonie" mówiąc "Jak Tede nie upadłem nisko", a słuchając "Żyje Spox" czy "Gram w zielone" człowiek uświadamia sobie, ze te dwa kawałki oparte są głównie na czasownikowych rymach. Pierwszy w całości na "-ując", a drugi w większej części na klasycznym "-uje", z tym, że jak ktoś nie będzie próbował zjechać tej płyty to ma szanse się nawet nie zorientować. I mean it. Believe it or not.
Mówiąc już o tym albumie konkretnie: Tede jest na tej płycie przechujem. Wiadomo "Numer zawsze spoko", więc jak spoko, to po co mówić cos innego? Prawda jest taka, że Tede zjada go w dosłownie w każdym tracku. To wersy Tedego przeszły do historii. Każdy znał je na pamięć. Jasne Numer brzmiał fajnie, ale przy nim brzmiał jak zawodnik z conajmniej dwóch lig niżej. Tede w '99 był życiowej formie. Każdy jego ficzuring był kosiorem. Dla wielu ludzi (m.in. mnie ) był najlepszym polskim raperem na tamten czas. Powiedzmy sobie prawdę - nikt wtedy nie jarał się Freeze'm - nikt go wtedy nie rozumiał! Tede rozgrywał i wydawało się, że będzie to trwało jeszcze bardzo długo. Do tego wyprodukował ten album praktycznie w całości. To było poniekąd wielkim ewenementem w tamtych czasach: album bez ani jednego bitu Volta! Może dlatego brzmiał tak kompletnie inaczej od wszystkiego innego?
Mario dał tylko trzy bity: genialną "Sobotę", fajne "Jedźmy gdzieś" i chyba najgorszy podkład na całej płycie "Powoli do przodu" gdzie - na szczęście tylko tutaj - też nawinął parę wersów. Uffff. Ograniczył się głównie do cut'ów, na spółke z DJ'em Deszczu Strugi, z którym tworzyli wtedy Polfejder. Pezet miał racje: "Odłóż mikrofon człowieku! 1KHz już nie ma!".
Wracając do tej płyty widać wyraźnie, że ciągle jest słuchalna, ciągle brzmi zajebiście, jestem w stanie nawet pokusić się o stwierdzenie, że brzmi świeżo. Wiem, wiem. Whatever. Ale Ej! "Skandal" jest dzisiaj asłuchalny, tak jak wszystkie płyty, które wyszły w tamtym okresie. "Nastukafszy" ciągle brzmi zajebiście. No matter what!
Ciągle paaaaaaaadaaaaaaaa!

/Najlepszy i najważniejszy album w historii polskiego hip hop'u/

Brak komentarzy: